czwartek, 23 lutego 2012

( 2 ) usiąść się na parapecie, wsadzić słuchawki w uszy i patrzeć w gwiazdy, by zapomniec o chujowości tego wszechświata…

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez odsłonięte żaluzje. Zwlekłam się z łóżka i stanęłam. To był błąd. Od razu jebłam na podłogę. Zapomniałam o nodze -,-. Wczołgałam się na łóżko i dopiero teraz uświadomiłam sobie co wczoraj się stało. Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej mordce. Spróbowałam znowu zwlec się z łóżka i stanąć na lewej nodze. Podeszłam do okna i wpatrywałam się w puszący śnieg za oknem. Wielkie zaspy i korki na drodze. A jutro szkoła. Nienawidzę niedziel. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w ludzi gdzieś podążających. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zeszłam z parapetu, i otworzyłam drzwi od pokoju. Tylko mój brat ma zwyczaj pukać i czekać aż podejdę. Kiedyś skubany wlazł do pokoju i zobaczył mnie nagą w trakcie przebierania. Dlatego kazałam mu czekać i nie wchodzić.
- Jakiś koleś to przyniósł – i wręczył mi białą kopertę. Odburknęłam coś w stylu dziękuję i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Usiadłam na łóżku i rozdarłam kopertę. W środku był jakiś list więc zaczęłam go czytać.
„ Droga Jessico,
Wiem, że wczoraj powinienem był bardziej uważać. No ale stało się to co się stało, i niestety się nie odstanie. Na przeprosiny chciałbym Cię dzisiaj zaprosić do kina, a jutro i w kolejne dni pozwól, będę Cię podwoził do szkoły.
Harry. „
Ze kurwa co? Dobra, wczoraj byłam miła bo nie chciałam wyjść na zołzę, ale po cholerę on mnie zaprasza do kina?
Doczołgałam się do szafy i wyciągnęłam z niej ciemnoniebieskie rurki i białą bluzkę na ramiączkach. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki się ogarnąć. Poranny prysznic z lodowatej wody. Mhmm. Uwielbiam to. Wyszłam z łazienki i teraz skierowałam się na śniadanie. Trzymałam się kurczowo barierek schodów i skakałam na jednej nodze. Już prawie byłam na dole gdy poczułam ciężkie łapy zaciskające się w moim pasie i po chwili znalazłam się już w kuchni zaniesiona przez braciszka. Alex miał blond włosy do ramion, ciemną karnacje i budowę surfera. Każda za nim szalała, i co chwile inną laskę przyprowadzał do mieszkania. Dowodem tego była jakaś cycata blondyna szwendająca się po kuchni i szukająca chyba czegoś do jedzenia. Olałam jej przywitanie i wyjęłam z lodówki karton mleka wypijając całą zawartość. Usiadłam przy stole wpatrując się w blondynę wżerającą płatki.
- Alex, dzwonek. – powiedziałam gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- To do ciebie – i zajął się swoją nową zdobyczą.
- Ale ja nikogo nie zapraszałam – zrobiłam głupią minę i podeszłam z kartonem mleka do drzwi otwierając je.
- Hej. – uśmiechnął się owy gość.
Wyplułam zawartość mleka w jego stronę, na szczęście go nie oplułam.
- Co ty tu robisz?
- Myślałem że się ucieszysz.. Nie dostałaś listu? Napisałem, że zapraszam cie do kina – ukazał ząbki.
- Aaa, tia, ale wiesz… sorry ale nie mam ochoty. Poza tym boli mnie noga. – podniosłam teatralnie brwi do góry.
- Coś się stało? Jesteś jakaś inna. – zaczął mi się przyglądać.
- Rany, nic. Dobra wejdź. Ja ide po kase i już schodzę. – odwróciłam się, ale zatrzymał mnie łapiąc mnie za ramie.
- Oj nie, nie pozwolę ci płacić, chyba nie mądra jesteś.
- Dobra. Jak sobie chcesz. – wzruszyłam obojętnie ramionami. Niech nie myśli sobie że jestem łatwa… Ubrałam się z drobną pomocą Hazzy i wyszliśmy.

 *

- Chcesz cole? – Hazza wpatrywał się w reklamy neonowe czy co to tam jest, wywieszone w kinie.
-  Poproszę. – stanęłam dalej i patrzałam w dal. W końcu ukazał mi się z wielkim bananem na twarzy trzymając wielki kubeł popcornu i z 2 colami.
Weszliśmy na sale i akurat zaczął się nasz film. Zajęliśmy nasze miejsca i zaczęliśmy oglądać. Nie wiem co to był nawet za film, horror? Zaczynał się tak. I nie myliłam się. To był horror. Nie lubię ich, bo często się boje, a nie chce się do niego przytulać. Ale mi się nie udało. Była okropna scena z rozrywaniem wnętrzności jednej laski to nie wytrzymałam i wtuliłam głowę w pierś chłopaka. Chyba to zrozumiał jako zachętę i pozwolenie, bo objął mnie ramieniem. Po skończonym filmie wróciliśmy do domu. W samochodzie panowała cisza. Pod domem złapał mnie za rękę i odprowadził pod drzwi. Nim się zorientowałam, że trzyma mnie za rękę poczułam jak z wielką delikatnością dotyka mojego policzka wierzchem dłoni.
- Dziękuje Ci za dziś, ale musze już iść. – szepnęłam. Nie odpowiedział. Patrzał mi w oczy… przybliżył swoją twarz do mojej. O nie! Nie mogę!
- Przepraszam, naprawdę musze iść. Pa. – odwróciłam się i pobiegłam do domu. Nie mogę się zakochać, nie chcę… Najgorsze że ja chyba też zaczynam coś do niego czuc.. nie wróc, nic nie czuje. Poza tym on jest wielką gwiazdą, nie chce by mnie wykorzystał…Będę musiała to zakończyć…  w takich chwilach lubiłam usiąść się na parapecie, wsadzić słuchawki w uszy i patrzeć w gwiazdy, by zapomniec o chujowości tego wszechświata…

wtorek, 14 lutego 2012

[1] Lodowisko

Było zimowe popołudnie. Termometry na dworze wskazywały -10 stopni Celsjusza. Ludzie wracali z pracy, przez co na drogach pojawiały się korki. Londyn jest głośnym miastem. Co chwile wypadki na drodze spowodowane śliską powierzchnią albo po prostu nieuwagą pijanych kierowców. W pobliskich parkach siedziały na ławkach przytulające się pary. Rudowłosa szła właśnie środkiem jednego z parków zmierzając ku lodowisku, na którym umówiła się z przyjaciółką. Miała nauczyć ją jeździć, bo akurat ruda nie była w tym mistrzynią. A w sumie bała się wchodzić na lodowisko, zawsze po wejściu leżała na lodzie. Nie minęło 15 minut a była na miejscu. Wejście było o 16, a była 15.45 a Madison jak nie ma tak nie było. Czekała jeszcze chwile, ale bez skutku. Chciała wracać. Ale po chwili się namyśliła i poszła założyć łyżwy. Trudno najwyżej się zabije na tych łyżwach.
Niezdarnie weszła do wielkiego namiotu trzymając się murku otaczającego lodowisko, aby nie upaść. Powiesiła kurtkę i zostając w samym sweterku stała opierając się o murek. W tle była puszczona muzyka, a tłum ludzi jeździł w kółko.
- Tylko ja jak tak kretynka stoje… - westchnęła i próbuj trzymać się w pionie, puściła murek i wyjechała kilka metrów i próbowała jeździć. Nogi jej się zaplątały i zaliczyła pierwsze zderzenie z lodem dzisiejszego dnia. Wstała powoli i obróciła się. Nie zdążyła zareagować a po chwili znowu leżała przygnieciona przez czyjś ciężar.
- Ała. Mógłbyś ze mnie wstać kimkolwiek jesteś? – wymamrotała z siebie. Poczuła, że ciężar ustąpił. Nie otwierając oczu dotknęła się w tył głowy. Jęknęła czując ból.
- Rany, nic ci nie jest? Przepraszam, nie chciałem. Nie zdążyłem wyhamować. – tłumaczył się owy sprawca wypadku.
- Spokojnie, przyzwyczaiłam się do leżenia na lodzie. Ałc! – zaśmiała się lekko ale po chwili czując ból również w kostce syknęła.
- Jednak coś ci jest. Chodź wyjdziemy i zobaczymy czy czegoś jeszcze nie zbroiłem. – zaśmiał się wrażliwie. Ruda podniosła głowę i spojrzała na chłopaka. Miał Ciemne kręcone włosy i piękne zielone oczy. O uśmiechu nie wpominajac.
- No dobra. Ale musisz mi pomóc wstac. – uśmiechnęła się. Chłopak stanął za nią, objął w pasie i podniósł. Wziął ją na ręce i wyjechał z namiotu. Wszedł do kawiarenki obok kładąc dziewczynę na sofie i zdjął jej łyżwy.
- Kostka ci spuchła. Możliwe że jest skręcona. Przepraszam cię, zagapiłem się… - oparł łokiec o sofe a na łokciu brodę.
- Już mówiłam że nic się nie stało. Zwykły wypadek.
Dotknał delikatnie jej kostki. Dziewczyna czując dotyk syknęła z bólu.
- A tak w ogóle nie spytałem cię o imie. – spojrzał w jej tęczówki.
- Jestem Jessica.
- Harry. – znów obdarzył ją czułym uśmiechem. – Zaniose cie do samochodu i zawioze domu, ok.?
- Ale mojego domu?
- No nie, wiesz, do mojego – zaśmiał się. Poszedł zanieśc łyżwy i przyniósł kakao Jess na rozgrzanie.
- O, dziekuje. – uśmiechnęła się i zanurzyła usta w gorącym napoju. Czuła jak chłopak się jej przygląda. Czuła się nieswojo ale też schlebiało jej to. – Czemu mi się tak przyglądasz?
Chłopak zaczął się śmiac. Ruda spojrzała na niego dziwnie nie wiedząc, o co chodzi. Odłożyła kubek z kakao kakao patrzała na niego,  a on nadal się śmiał .
- Masz wąsy od kakao. -  wyjął chusteczkę z kieszeni i wytarł jej buzie. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i kazała zawieźć już się do domu. Po drodze rozmawiali o wszystkim. Czuła się strasznie dobrze w obecności Hazzy.
*

Na miejscu wysiadł z auta i podszedł do drzwi dziewczyny. Otworzył je, i pomógł jej wysiąść. Wziął na ręcę  i zaniósł do jej domu. Gdy tylko zobaczyli obcego chłopaka niosącego jej córke zdenerwowali się.
- Jessica! Co się stało? – matka dziewczyny podbiegła do nich gdy tylko chłopak położył jej córkę na kanapę.
- Dzień dobry. Przepraszam, ale to moja wina. Na lodowisku wpadłem na Jess i prawdopodobnie skręciła kostkę. – zrobił minę zbitego psa patrząc błagalnie na jej matkę.
- Ach młodzieży. No dobrze matka zaraz zobaczy noge. – ojciec wrócił do oglądania meczu a matka poszła po apteczke.
- Przepraszam najmo…- zaczął ale dziewczyna  mu przerwała.
- Harry, nie przepraszaj, nie ma za co. A teraz idź już, bo jest niebezpiecznie na drodze, a w ciemnościach nie chce byś wracał. Podniosła się i pocałowała go w policzek. Chłopak lekko ja przytulił i wyszedł.